Opracowanie: Liliana Tryka
na podstawie wspomnień Tadeusza Kamińskiego
Kpt. w st. spocz. Tadeusz KAMIŃSKI
pseud. „Miśko”,
Kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego
Virtuti Militari
Tadeusz Kamiński, syn Antoniego Kamińskiego i Rozalii z domu Muszał, urodził się 31 stycznia 1923 roku w Krośniewicach (powiat Kutno). Jest najmłodszym z rodzeństwa (brat Antoni urodził się w 1914 roku, siostra Stanisława w 1919 roku, a Jadwiga w roku 1921). Rodzice byli patriotami i w takim duchu wychowywali też dzieci. Uczyli historii Polski, przekazywali i pielęgnowali pamięć o przodkach, wśród których byli uczestnicy walk narodowowyzwoleńczych. Za aktywną działalność w Organizacji Bojowej PPS Frakcja Rewolucyjna matka odznaczona została Krzyżem Niepodległości, a ojciec Krzyżem Niepodległości z Mieczami.
W 1939 roku Tadeusz Kamiński miał ukończoną szkołę powszechną i trzy klasy gimnazjum. Gdy zamknięto szkołę, wyjechał do Warszawy, gdzie zamieszkał u rodziny i kontynuował naukę. Jednak z powodu wybuchu wojny między Niemcami a Rosją, musiał wrócić do Kutna.
Aby wspomóc rodzinę w trudnej sytuacji, podjął pracę w niemieckiej firmie elektrycznej w charakterze pomocnika elektryka. Wraz z kolegami zatrudnionymi w warsztacie napraw radiowych, miał możliwość słuchania radia londyńskiego.
Szesnastoletni wówczas chłopcy wpadli na pomysł rozpowszechniania tych informacji – spisywali je, przepisywali i kolportowali wśród znajomych.
Tadeusz Kamiński rozpoczął służbę w ZWZ-AK w kwietniu 1942 roku.
Formalnie żołnierzem Armii Krajowej stałem się w roku 1942 po złożeniu przysięgi przed dowódcą obwodu północnego pow. kutnowskiego i częściowo południowego gostyńskiego Janem Walczakiem ps. „Waldemar” przyjmując pseudonim „Andrzej”/„Miśko”. Służbę w organizacji rozpocząłem jako łącznik dowódcy oraz kolporter biuletynów z wiadomościami. Funkcję tę pełniłem do połowy grudnia 1942 r.
W drugiej połowie grudnia 1942 roku Gestapo aresztowało rodziców i siostry. On sam przebywał akurat w tym czasie poza domem, dlatego udało mu się uniknąć aresztowania. Wkrótce dowiedział się, że ojciec zmarł, zamęczony w kutnowskim więzieniu. Matkę z siostrą Stanisławą wywieziono do obozu koncentracyjnego w Rawensbrük, a siostra Jadwiga została uwięziona we Wronkach. O bracie Antonim, którego wywieziono w 1940 roku do niemieckiego obozu zagłady, nie miał żadnych informacji.
Tadeusz Kamiński ukrywał się we wsi Gołębiew koło Kutna. W styczniu 1943 roku, dzięki pomocy kolejarzy z parowozowni Kutno-Azory, został przewieziony do Warszawy i zamieszkał w domu przy ul. Tamka 4. Od tej pory prowadził regularną działalność konspiracyjną w Wojskowym Korpusie Służby Bezpieczeństwa (WKSB) podporządkowanym Komendzie Głównej AK. Tak rozpoczął się nowy etap życia i działalności.
Tadeusz Kamiński, mając dwadzieścia lat, nawiązał kontakt z Antonim Karasiewiczem, który mieszkał w domu przy ul. Tamka 4 (przedwojenny dom akademicki). 5 lutego 1943 roku został przedstawiony „Wiktorowi” - dowódcy grupy dywersyjnej Okręgu Warszawskiego wchodzącej w skład 9 pułku WKSB, podległej Komendzie Głównej AK. Zastępcą dowódcy Pułku był wówczas ppłk Adam Karaszewski „Zahada”.
Tadeusz Kamiński otrzymał kenkartę na nazwisko Miśko oraz zaświadczenie o zatrudnieniu w filii Zakładów Hoekel (fabryka kapeluszy) z prawem przemieszczania się w celu dokonywania zakupu materiałów do produkcji (pierza, sierści, skór itp.). Otrzymał też dokument pracownika parowozowni Warszawa Wschodnia.
Do września 1943 roku odbył cztery wyjazdy do Łodzi i Kutna przekraczając granicę Generalnej Guberni. Przewoził różne materiały i rozkazy. Podróżował wyłącznie nocnymi pociągami urlopowymi dla żołnierzy niemieckich należącymi do kolei wschodnich Ostham. Najtrudniej i najbardziej niebezpiecznie – z uwagi, że wciąż był poszukiwany – było w rodzinnych stronach, szczególnie podczas kontroli przez Grenzschutz w Kutnie.
Wzorowo wypełniał powierzone zadania, ukończył też kurs szkoły podchorążych na Żoliborzu w sierpniu 1943 roku, uzyskując stopień sierżanta.
Późną jesienią 1943 roku zachorował ciężko na tyfus. Przebywał u państwa Szybalskich w Strzyżowie. Leczenia podjął się felczer, który przyjeżdżał z Hrubieszowa. Gdy stan zdrowia poprawił się nieco w grudniu, zdecydowano o odesłaniu go do Warszawy. Tu objął funkcję łącznika szefa sztabu 2 Dywizji WKSB płk. Leona Bąkowskiego pseud. „Rawicz”.
Tadeusz Kamiński brał udział w wielu akcjach bojowych, m.in.: w ataku na areszt śledczy w Skierniewicach (uwolnienie dwóch oficerów AK), w rozbiciu kasy totalizatora sportowego przy ul. Szczyglej w Warszawie, w akcji (nieudanej, niestety) na bank w Mińsku Mazowieckim. Walczył w oddziale ppor. Jana Kowalskiego pseud. „Groda” wspierającego polskie oddziały samoobrony walczące z Ukraińcami w rejonie Hrubieszowa, Sokala, Uchnowa i Szpikołos.
We wrześniu 1943 roku wyjechał z Antonim Karasiewiczem, T. Kowalskim i grupą nieznanych mu bliżej ludzi do cukrowni Strzyżów koło Hrubieszowa. Posługiwali się zaświadczeniami wydanymi przez związek Plantatorów Buraka Cukrowego w Warszawie. Przejazd nie był łatwy, a zwłaszcza na trasie od Tomaszowa Lubelskiego przez Uhnów. Ich grupa powiększyła się o oddział Jana Kowalskiego „Grody”. Formalnie skierowani zostali - jako kontrolerzy wagowi - do miejsca skupu buraków i z zadaniem współdziałania z miejscowymi Polakami, broniącymi się często przed Ukraińcami. Tadeusz Kamiński uczestniczył też w wielu akcjach mających na celu ubezpieczanie miejsc szkoleń i ćwiczeń oraz wykonywał zadania łącznika.
Na jednej z odpraw w mieszkaniu pani Ładyńskiej przy ulicy Czerniakowskiej 186/188 (teren bazaru) przedstawiono mnie p. Leonowi Bąkowskiemu ps. „Rawicz”. Na tym spotkaniu powierzono mi - z uwagi na moją znajomość języka niemieckiego - funkcję łącznika na obszar województwa warszawskiego i lubelskiego oraz Łodzi i Kutna. I tak rozpocząłem nową działalność, rozwiązywanie nowych zadań.
Jako łącznik wielokrotnie musiał przekraczać granicę Generalnego Gubernatorstwa. Realizując to zadanie ubierał się często w mundur kolejarza Niemieckiej Kolei Wschodniej OSTBAN. W styczniu 1944 roku z polecenia „Rawicza” przedostał się (tym razem pieszo) przez granicę do Kutna, aby doręczyć pocztę Janowi Walczakowi, dowódcy północnego obwodu pow. kutnowskiego. Zadanie wykonał, ale w drodze powrotnej został aresztowany w Kutnie przez Gestapo i po kilku dniach przewieziony do więzienia policyjnego (Polizei Gefangis) w Radogoszczy koło Łodzi (Polizei Getangis Radogost Litzmannstadt Flurreg). Była to prawdopodobnie denuncjacja - w tym samym dniu aresztowany został również Jan Walczak, którego wywieziono do obozu w Gross Rosen.
Tak wspomina jedne z największych akcji, w których brał udział: odbicie w lipcu 1944 roku dwóch więźniów w Skierniewicach, rozbicie kasy totalizatora sportowego przy ulicy Szczyglej w Warszawie i odzyskanie zakopanej przez żołnierzy gen. Kleberga broni koło Łukowa:
W dniu 3 lipca 1944 roku, dowódca plutonu Antoni Karasiewicz poinformował mnie o podjętej decyzji niezwłocznego odbicia dwóch więźniów z aresztu śledczego w Skierniewicach. Do akcji tej, do przewiezienia broni, wyznaczono mnie i trzech kolegów oraz dwie koleżanki. Na dowódcę wyznaczono „Wiktora”. Z uwagi na krótki termin i brak możliwości zorganizowania akcji przez kolegów w Skierniewicach, opracowanie planu akcji powierzono mnie. Wybór mojej osoby nie był przypadkowy, bowiem znałem skierniewickie kontakty, z których mogłem korzystać. Miasto również nie było mi obce.
W niedzielę 5 lipca 1943 roku z lokalu przy ulicy Tamka 4, w którym mieszkałem
z Karasiewiczem, koleżanki zabrały cztery pistolety vis i sześć granatów. Cała ekipa spotkała się na Dworcu Głównym, z którego pociągiem wyruszyliśmy do Skierniewic. Po przyjeździe na miejsce Wiktor przekazał mi całe kierownictwo. Zachowując pełną ostrożność doszliśmy do mieszkania kontaktowego pana Józefa Piątka (starszy sierżant 37 pułku). Tutaj nastąpiło przejęcie broni od koleżanek. Przystąpiłem z Wiktorem do opracowania szczegółowego planu akcji. Zbierałem informacje o stanie zabezpieczenia aresztu, zaplecza i drodze odwrotu. W zbieraniu informacji bardzo pomogli nam synowie pana Piątka, Lucjan i Jerzy.
Na rozpoczęcie akcji w niedzielę, jak sugerowało dowództwo, nie zgodziliśmy się. Argumentowałem, że w poniedziałek (dzień targowy) akcja ma większe szanse powodzenia. Trzeba wspomnieć, że areszt mieścił się w budynku Ratusza. Aresztu pilnowało wewnątrz dwóch strażników z bronią, a dojście do celu było jedynie przez kancelarię naczelnika.
W poniedziałek o godz. 12.30 (najkorzystniejsza dla nas, obiadowa pora dnia) przystąpiliśmy do akcji. Wszedłem pierwszy do kancelarii pod pretekstem przekazania paczki żywnościowej aresztowanemu. W kancelarii obecny był tylko naczelnik Lange. Uchylił drzwi. Widząc mnie, samego, z żywnością w koszyku, otworzył drzwi
z łańcucha i wpuścił do środka pozostawiając drzwi otwarte. Po pewnej chwili wszedł za mną „Wiktor” i szybko przeszedł do cel aresztu. Mnie przypadło zajęcie się naczelnikiem Lange i oficerem z SD, który niespodziewanie odwiedził areszt. Następnie wszedł Stasio. Na ulicy, w wynajętej dorożce, siedział Zbyszek. Wypadki potoczyły się błyskawicznie i bardzo sprawnie, zgodnie z planem.
W miejsce uwolnionych więźniów zamknęliśmy naczelnika i dwóch strażników oraz oficera SD. Odwrót odbywał się w takiej kolejności, w jakiej wchodziliśmy do budynku. Ludzie stojący na rynku przed ratuszem przyglądali się nam, jak z bronią
w ręku prowadziliśmy do dorożki dwóch ludzi.
Odjechaliśmy w kierunku Łowicza. Po przejechaniu przez przejazd kolejowy szlaban został zamknięty i wjechał pociąg towarowy. Wolą przypadku staliśmy się bezpieczniejsi. Pościg za nami Niemcy wszczęli dopiero po upływie około 20 minut.
Po przejechaniu paru kilometrów zwolniliśmy dorożkarza, a sami, łanem zbóż, dobiegliśmy do lasu rozrzucając zabrane zamki od karabinów strażników. Pościg za nami nie był skuteczny, ponieważ zmieniliśmy odwrót z kierunku na Łowicz, na kierunek do Żyrardowa, idąc cały czas lasami wzdłuż torów kolejowych.
Do Żyrardowa doszliśmy bardzo wczesnym rankiem. Jedna część grupy odjechała do Warszawy z Żyrardowa, druga z Jaktorowa. Akcja w pełni udała się. Bardzo wysoko została oceniona przez przełożonych. Przygotowany przeze mnie plan akcji, jak i jej przebieg, był przedmiotem analiz.
Po niespełna dwóch tygodniach przypadł mi udział w rozbiciu kasy totalizatora sportowego przy ulicy Szczyglej w Warszawie. Akcja ta miała szczególny charakter i była wyjątkowo niebezpieczna. Niebezpieczeństwo wynikało z bliskiego sąsiedztwa policji granatowej. W obstawie na ulicy Kopernika, na odcinku od ulicy Foksal do ulicy Tamka brało udział 6 osób. Barak, w którym mieściło się biuro totalizatora stał na stropie przyziemia budynku, którego budowę rozpoczęto przed wojną: ogrodzony siatką z wejściem od ulicy Szczyglej. Według planu akcja miała trwać nie dłużej niż
5-8 minut. Praca urzędników rozpoczynała się o godz. 8.00, zaś klucze od głównej kasy przynosił kasjer z sejfu.
Dziesięć minut po godz. 8.00 rozpoczęliśmy akcję. Stojącego przy furtce portiera zamienili Zbyszek i Stasio. Wiktor i ja weszliśmy do środka baraku. Będących tam ludzi wezwaliśmy do położenia się na podłodze i zachowania spokoju. Okazało się, że kasjera nie ma jeszcze w pracy. Zdecydowaliśmy się czekać na jego przyjście. Zdenerwowanie było ogromne, nie tylko nasze, ale i tych z obstawy. Przybyli interesanci musieli pozostać w środku. Robił się tłok w pomieszczeniach. Wzrastało niebezpieczeństwo ewentualnej paniki. Mijała już 15 minuta, gdy pojawił się kasjer. Zabrane pieniądze przenieśliśmy ulicą Tamką do ulicy Dobrej, aby przekazać je czekającym na nas dwóm kolegom. Akcja zakończyła się szczęśliwie. Po południu gazeciarze wykrzykiwali: duża wygrana w wyścigach na Szczyglej!
Pod koniec lipca 1943 roku pluton nasz pod dowództwem Antoniego Karasiewicza otrzymał polecenie przejścia do Lasów Gułowskich pow. Łuków, celem odzyskania zakopanej tam broni przez żołnierzy gen. Kleberga. W zadaniu tym brało udział sześć osób, m.in. Andrzej Kodymowski z Brzeska i Tomasz Kowalski. Nazwisk pozostałych kolegów nie pamiętam, niestety. Idąc nocą, o brzasku natknęliśmy się we wsi Borowie na patrol niemiecki, z którym stoczyliśmy ostre, choć krótkie starcie. Patrol pochodził z oddziału radio-lokacyjnego, zajmującego budynek szkolny w Borowiu. Wycofaliśmy się bez strat. Odpoczywaliśmy w lesie, niedaleko wsi Nowy Świat.
Wieczorem osiągnęliśmy cel naszego marszu. Dotarliśmy do miejscowości Okrzeja i gajówki Józefa Wierzbickiego. Dowiedzieliśmy się, że od paru dni las zajęty jest przez oddział partyzantów rosyjskich. Dla rozpoznania sytuacji, ja z Tomaszem zostaliśmy wysłani na zwiad, ponieważ posiadaliśmy dokumenty pracowników melioracyjnych. Ja miałem napisane: „technik kultury rolnej”(czy coś takiego); z tego tytułu spotkałem się z wielkimi kłopotami.
Po przejściu może 200m na przecince leśnej zatrzymał nas rosyjski partyzant. Zaprowadził do „komandira” i przy pomocy tłumacza wypytywali się o wszystko, m.in. o to, czy jesteśmy polskimi partyzantami. Przyczepili się do mnie o to, że w dokumencie mam napisane „technik kultury”. Długo wyjaśnialiśmy, aż wreszcie puścili nas. Wróciliśmy do gajówki, aby następnego dnia przystąpić do odkopywania broni. Odzyskaną broń przekazaliśmy „Wiktorowi” w Warszawie.
W sierpniu 1943 roku brałem udział w nieudanej akcji na bank w Mińsku Mazowieckim. Przekazane nam plany sytuacyjne i informacje niezbędne do podjęcia akcji miały kardynalne błędy. Nie odpowiadały stanowi faktycznemu. Pistolety i po jednym granacie jak zawsze przewiozły nam dwie koleżanki. Żałuję, że nie znałem ich nazwisk.
3 lutego 1945 roku Tadeusz Kamiński wstąpił do wojska, gdzie pełnił funkcję pisarza w RKU Kutno. Już 16 lutego został aresztowany przez NKWD pod zarzutem przynależności do zbrojnego podziemia, czynnego członkostwa w PZP. Tylko dzięki wielkim staraniom ppor. Tadeusza Twarkowskiego (zastępcy komendanta RKU w Kutnie), po dwóch miesiącach udało się uzyskać zwolnienie z aresztu. W połowie kwietnia 1945 roku Tadeusz Kamiński wrócił do jednostki, a fakt aresztowania i przetrzymywania go przez NKWD nie został odnotowany w aktach RKU.
19 września 1945 roku ujawnił się przed Komisją Likwidacyjną ds. byłej Armii Krajowej w Łodzi. Otrzymał stosowne zaświadczenie i rozkazem MON z 13 listopada 1945 roku został zwolniony z wojska. Otrzymał osadnictwo wojskowe w Czerniawie Zdroju i podjął studia na wydziale rolnym Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego w Łodzi. Równocześnie podjął pracę w Powiatowej Komisji WF na stanowisku instruktora Przysposobienia Rolniczo-Wojskowego.
Ze wspomnień:
Po zakończeniu działań wojennych spotkałem się z płk Leonem Bąkowskim-Rawiczem w Warszawie przy ulicy Hożej. Z pułkownikiem spotykałem się wielokrotnie aż do jego aresztowania. Otrzymałem od niego cenne rady. Przy jednym ze spotkań poinformował mnie o wystąpieniu z wnioskiem na odznaczenie mnie za bojową postawę w czasie okupacji. W czwartym kwartale (?) 1946 roku lub w pierwszym kwartale (?) 1947 roku (dokładnie nie pamiętam) odebrałem przyznany mi Krzyż Virtuti Militari.
W okresie lat 1952-55 byłem wielokrotnie zatrzymywany i przesłuchiwany przez UB w Warszawie. Szczególnie interesowali się moją działalnością okupacyjną i kontaktami z pułkownikiem Leonem Bąkowskim-Rawiczem.
Od 1948 do 1990 roku pracowałem nieprzerwanie w jednym przedsiębiorstwie budowlanym, które na przestrzeni tych lat zmieniało swą nazwę. W 1990 roku przeszedłem na emeryturę jako główny specjalista. W czasie odejścia na emeryturę nosiło nazwę „Gen. Dyr. Energopol.”
Dnia 21 lipca 1952 r. ożeniłem się z Haliną Kwiecień, prawnikiem. Mam dwie córki: Annę i Danutę.
Po przejściu na emeryturę Tadeusz Kamiński pełnił wiele funkcji społecznych. W latach dziewięćdziesiątych przez okres dwóch kadencji był sekretarzem, a przez następne dwie prezesem Koła nr 11 Oddziału Warszawskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Pracował społecznie w Zarządzie Klubu Kawalerów Orderu Wojennego Virtuti Militari jako przewodniczący Komisji Rewizyjnej, jednak w listopadzie 2009 roku musiał zrezygnować z wykonywanych społecznie funkcji z powodu poważnych problemów zdrowotnych. W czasie uroczystego spotkania 18 listopada 2009 roku z okazji Święta Orderu Virtuti Militari i Narodowego Dnia Niepodległości, podziękowano Tadeuszowi Kamińskiemu za pracę w Klubie VM i wręczono pamiątkowy ryngraf, a w „Biuletynie” opisano go słowami, które najpełniej charakteryzują Tadeusza Kamińskiego:
Współpraca z Kolegą Tadeuszem Kamińskim należała do przyjemności i pozostanie w naszej wdzięcznej pamięci. Kultura bycia, spokój, życzliwość i dobra wola w rozwiązywaniu sytuacji trudnych i poszukiwaniu właściwych, prawidłowych rozwiązań – to styl pracy Kolegi Tadeusza.
Dziękujemy Tobie, Tadeuszu, za serdeczną i miłą współpracę, za włożony wysiłek na rzecz realizacji zadań statutowych Klubu VM. Życzymy Tobie z całego serca zdrowia i mamy nadzieję, że będziesz o nas pamiętał i odwiedzał, a może – jeśli tylko siły na to pozwolą – zechcesz ponownie wspierać Klub VM swoją wiedzą i doświadczeniem.
Krzyż Virtuti Militari nadany został Tadeuszowi Kamińskiemu 6 września 1946 roku. Z innych odznaczeń posiada m.in.: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Srebrny Krzyż Zasługi, Krzyż Partyzancki, Krzyż Armii Krajowej, Medal Zwycięstwa i Wolności oraz Medal „Pro Memoria”.
Aktualizacja 2021 r.: Pan Tadeusz Kaminski posiada stopień majora w stanie spoczynku. 29 stycznia obchodził 98 urodziny